
Jakiś czas temu jeden z Czytelników polecił mi burgery z lokalu o nazwie ” Na Żarty”. Słyszałem o nich, a w sumie bardziej o food trucku, którym również dysponują. Krążą informacje, że mają jakieś powiązania z nieistniejącą już firmą Cheesburger Slow Food. Chyba znam wersję „jak było naprawdę”, ale na tym blogu plotek rozsiewać nie zamierzam.
W każdym razie, skoro wielokrotnie pisałem o początkach burgerowego szału w Warszawie, powinienem wspomnieć o ekipie z Cheeseburgera, gdyż niewątpliwie odcisnęli piętno w branży. Zadomowili się bodajże w 2012 roku przy ulicy Przeskok ( tam gdzie rozpoczynał Barn Burger) i częstowali „czisami”. Myk prosty – mieli kilka gatunków sera do wyboru, a burger z mimolette był jednym z lepszych jakie jadłem. Ot, siła w prostocie – burger z serem grał pierwsze skrzypce.
Przeskok niestety kazali wyburzyć ( to jest dopiero ciekawa historia, może innym razem), zatem otworzyli amerykański Diner przy Emilii Plater, w międzyczasie uruchomili food trucka – i zaraz potem zniknęli.
Tyle na razie wystarczy, wracamy do Na Żarty. Lokal powstał w dość nietypowym jak na „american style” miejscu, mianowicie przy ulicy Ząbkowskiej na Starej Pradze.
Lubię charakterystyczny klimat „Priagi”. Handlarze, artyści, „rąączki całuuję Sianowna Pani”.. Flaki po Warszawsku, pyzy z Różyca, bułka z pieczarkami… Gdzie przy tym burgery ?
A jednak.
Praski klimat zachowany, a barek słusznie zaopatrzony.. Głównym celem mojej wizyty nie były burgery, większość lokali utrzymujących się na rynku robi je przynajmniej solidnie, ileż można o nich pisać, no chyba, że trafi się wyjątkowa perełka.
Priorytetem okazała się kanapka Reuben, której aż wstyd przyznać nigdy nie jadłem. Wiadomo, wymyśliły ją zapewne „Krakusy”, a sprzedawana jest w USA – głównie w Nowym Jorku.
Cóż to takiego ? Najczęściej pastrami (cienko krojony, długo marynowany, wędzony mostek wołowy) z kapustą kiszoną, serem i sosem. Całość zamknięta w złocistych tostach. Oczywiście odmian jest wiele. Amerykanie obchodzą nawet 14 stycznia „Dzień Pastrami”, a najlepsze robi ponoć ekipa Katz`s Delicatessen z miasta Wielkiego Jabłka.
Jak to wygląda w Na Żarty? Najpierw pełne menu, które skopiowałem z ich strony.
Zestaw z sałatką i frytkami – 24pln.
Sałatka świeża i smaczna, Pan przy barze (właściciel??) przyznał, że frytek nie ciachają, ale kupują dobrej jakości – faktycznie tak jest, a samo stwierdzenie uczciwe – szalenie cenię przyzwoitość. Do tej pory moimi ulubionymi kanapkami były Philly Cheese Steak i Pulled Pork..
Reuben pozamiatał, połączenia pastrami z kapustą kiszoną w chrupiącym toście nie da się opisać, nie będę nawet próbował. Do ustanowionych 5 smaków należy dodać Reuben.
Reuben i wszystko jasne.
Zamówiliśmy również burgery, fajne jest to, że możemy wybierać gramaturę i dzięki temu spróbować kilku wersji. Pan zapytał o stopień wysmażenia mięsa.
Salsa ( 180g wołowiny, ser, ogórek kiszony, rukola, cebula, salsa pomidorowa – 21pln)
Bobo Cheese ( 125g wołowiny, ser, ogórek kiszony, cebula, ruccola, autorski sos – 13pln)
Kolega porównał ich mięso do tego, które serwują w B.B Kings.., a to najlepszy komplement. Jedyny mankament to rozpadająca się dolna połówka bułki, burgery są tak soczyste, że bułka spija soki i zanika. Reszta genialna. Szach mat. Makao i po makale. Himalaje burgerów – nawet ruccola mi w tym wydaniu smakowała.
Coś jeszcze ?
Zestaw ciężko dostępnych w Polsce sosów Heinza, co tym bardziej pokazuje, że nie szukają dróg na skróty. Habanero jest naprawdę ostry.
Reasumując.
Reuben – pozycja obowiązkowa. Burgery – na pewno czołówka.
Kolejne świetne miejsce z amerykańskim akcentem na ” Warsiawskiej Priadze”.